Zacznijmy od tego, że masło nie jest tłuszczem zwierzęcym,
ono jest tłuszczem odzwierzęcym, bo jest z mleka.
Z masłem, to tak samo jak z
jajkiem…
Na maśle nie gotujemy, na maśle nie smażymy, nie pozwalamy, aby masło
było w temperaturze 100º C, gdyż powyżej 92º C lizyna zostaje unicestwiona, a jak
wiadomo to ona rozkłada zły cholesterol.
Jeśli chcemy dodać masło do zupy, czy do
ugotowanych warzyw: kalafiorów, brokułów, marchewki czy fasolki, to dopiero na
talerzu, kiedy odrobinę przestygną. Pamiętam, że tak właśnie robiła moja
babcia.
W maśle jest lecytyna, która jest lekarstwem przeciwko chorobie Alzheimera, a także przeciwko
zmęczeniu naszego mózgu, działa też zbawiennie w chorobach reumatycznych.
A zatem nie bójmy się konsumpcji masła tym bardziej,
że posiada ono także witaminę E, czyli antyutleniacz zwany także witaminą
młodości. Masło może być idealnym dla człowieka pożywieniem, a może też być
trucizną jeśli zniszczymy w nim lizynę.
Podając za panią dr Jadwigą Kempisty,
zna ona przypadek, gdzie kobieta chora na gościec pierwotnie przewlekły(
powoduje olbrzymie zniekształcenia stawów), została przez lekarzy skazana na
śmierć. Małżonek, nie mogąc sobie poradzić z dwójką dzieci i bardzo chorą żoną,
postanowił wysłać ją do kuzynostwa na wieś. Tam kobieta pod opieką ciotki miała
dożyć swoich ostatnich dni. Jednak ku wielkiemu zdziwieniu wszystkich
zainteresowanych, kobieta po trzech tygodniach wstała z łóżka, po kolejnych
sześciu odzyskała pełną sprawność ruchową, wróciła do miasta i od sześciu lat, ciesząc się zdrowiem wychowuje swoje dzieci.
A wszystko dzięki nieodpartej
ochocie na masło. Hmm… pamięć ciała… czasami warto jej zaufać… Ciotka wychodząc
naprzeciw potrzebom schorowanej, przykutej do łóżka kobiety, każdego dnia
samodzielnie robiła dla niej masło w butelce ( taka prosta metoda naszych
babek) z pełnego wiejskiego mleka. Nic dodać, nic ująć... a zatem jedzmy masło!