Przyznam szczerze, iż nie
rozumiem tego całego świętego oburzenia Katolików z powodu „niby profanacji”
ich symboli, czy jak kto woli wizerunków religijnych, o których to ostatnio tak głośno.
Może nie byłoby tego całego wydumanego zamieszania, gdyby KK nie łamał II przykazania
Bożego (którego tak na marginesie pozbył się ze swojego nauczania, mimo, że w
każdym przekładzie biblijnym to przykazanie stoi jak wół! )
2 Księga Mojżeszowa
20:4-6 „Nie będziesz czynił żadnej
rzeźby ani żadnego obrazu tego, co jest na niebie wysoko, ani tego, co jest na
ziemi nisko, ani tego, co jest w wodach pod ziemią! Nie będziesz oddawał im
pokłonu i nie będziesz im służył, ponieważ Ja Pan, twój Bóg, jestem Bogiem
zazdrosnym, który karze występek ojców na synach do trzeciego i czwartego
pokolenia względem tych, którzy Mnie nienawidzą. Okazuję zaś łaskę aż do
tysiącznego pokolenia tym, którzy Mnie miłują i przestrzegają moich przykazań”.
Nie byłoby problemu z bezczeszczeniem
wizerunków, które to dla samego Boga są obrzydliwością.
Pojadę tym
stwierdzeniem po bandzie, pisząc trochę przewrotnie, ale wychodzi na to, że profanacja katolickich symboli religijnych, to nic innego, jak być może nieświadome wyjście naprzeciw II przykazaniu Bożemu...
Z drugiej zaś strony np. tęczowa aureola Marii może nabrać głębszego sensu, biorąc pod uwagę fakt, iż w Biblii tęcza jest symbolem przymierza wszystkich istot żyjących na ziemi z Bogiem. Może nie bez kozery właśnie tęcza jest ogólnoświatowym znakiem ruchu LGBT, chociaż tak naprawdę wiadomo, że pochodzenie tej symboliki ruchu, nie ma nic wspólnego z biblijną tęczą. Heh...