poniedziałek, 29 maja 2017

Niebo...(1)


Jakże często spotykamy się z poglądem, że niebo to eteryczne miejsce, gdzie ludzie unosić się będą niczym duszki, grając po całych dniach na harfach i polerując swoje aureole. 
Czy niebo będzie tak nudne i tandetne, jak to sobie niektórzy wyobrażają? 
Kogo dziś pociągałoby takie niebo? 
I tu chyba jednak nadmienić należy,  że taki wizerunek nie ma żadnego potwierdzenia w Piśmie Świętym. 
Takie wyimaginowane miejsce dla zbawionych może być tylko wymysłem szatana lub ograniczonego ludzkiego umysłu. 
Czy nie wydaje Wam się , że Bóg jest zbyt twórczy, aby zadowolić się taką monotonną wizją przyszłości? 
Rozejrzyjmy się dokoła... Nie ma dwóch jednakowych liści, takich samych płatków śniegu, palców o identycznych liniach papilarnych... Spójrz na zachód słońca, pomyśl o rozległości Kosmosu albo poczytaj o DNA... I pomyśl jak bardzo zdumiewający jest nasz świat...
A co, jeśli Bóg nie pokazał nam jeszcze wszystkiego na co Go stać??? CDN

sobota, 20 maja 2017

Moje watpliwości...

Dzisiaj miałam przyjemność uczestniczyć 
w I Komunii Świętej syna moich katolickich przyjaciół. Już na wstępie moje wątpliwości budził fakt wyznania wiary i przyjęcia Jezusa do serduszek tych małych dzieci. 
Pojawiło się pytanie, czy tak małe dzieci rozumieją, co tak naprawdę wydarzyło się dzisiaj... 
Śmiem twierdzić, że jednak nie, a już na pewno nie wszystkie dzieciaki z pełną świadomością przyjęły ten wielki dar. 
Ale zostawmy to... 
Kolejna sprawa to słowa kapłana: "Bierzcie i pijcie z niego wszyscy: To jest bowiem kielich Krwi mojej nowego i wiecznego przymierza, która za was i za wielu będzie wylana na odpuszczenie grzechów" .. po czym wino spożywa tylko sam kapłan... 
Tak zastanawiam się czy zebrani, wierni słuchają bez zrozumienia, czy może jest im obojętne, że nie mają pełnego udziału w tej ważnej chwili, kiedy to nie tylko spożywamy ciało Jezusa, ale także pijemy Jego krew (chociaż wedle moich przekonań, chodzi tu o symbolikę, a nie o przeistoczenie, jak to utrzymuje KK) 
Kapłan mówi jedno, a robi drugie. 
Dlaczego??? 
Przecież rozróżnianie ciała i krwi, to zasadnicza sprawa. Wino, które symbolizuje krew Jezusa jest na odpuszczenie grzechów. Chleb natomiast jest naszym uzdrowieniem, ponieważ jest symbolem Jego złamanego ciała, złamanego aby nasze mogło być w pełni zdrowe.
Myślę też, że takie male dzieci nie mogą w pełni uczestniczyć w pamiątce męki i zmartwychwstania Pańskiego (spożywaniu ciała i  krwi, a konkretnie mam tu na myśli wino), chociażby z uwagi na to, iż wedle prawa nie są pełnoletnie.  Być może to właśnie jest powodem spożywania jedynie chleba - opłatka. 
Jednak przyjmowanie Chrystusa pod obiema postaciami jest nakazem samego Pana.  I tenże sam Chrystus słowami Ewangelii mówi do nas – „Bierzcie i jedzcie... Bierzcie i pijcie”, i w innym miejscu „Kto spożywa Ciało moje i Krew moją pije, nie umrze...”. 
Trudno jest doszukać się jakiegokolwiek uzasadnienia katolickich praktyk w tej mierze.  
Nie rozumiem, dlaczego w czasie każdej Mszy wierni nie mogą otrzymać Chrystusa pod obiema postaciami? Skoro sam Chrystus jasno i jednoznacznie wypowiada się w tej sprawie, to wszystko, co jest ponadto nie może pochodzić od Boga.



czwartek, 18 maja 2017

Powołani?

Zupełnie nie  rozumiem dlaczego niektórzy ludzie uważają, że  w klasztorze mogą lepiej się modlić niż w ciszy własnego pokoju, własnej "komory". 
Nie wiem, w jakim celu zamykają się przed światem,  przed ludźmi,  którym powinni służyć Bożym Słowem. 
I tu chcę wspomnieć o Klasztorze Kamedułów "Jest to zakon pustelników, którzy żyją w całkowitym odosobnieniu od świata zewnętrznego. Zostali sprowadzeni do Krakowa, gdzie została im przekazana Srebrna Góra na Bielanach. Tam znajduje się ich kościół oraz dom pustelników. Reguła kamedułów jest bardzo surowa, dlatego coraz mniej osób decyduje się na wstąpienie do tego KLASZTORU. 
Zaczynają dzień od modlitwy. Modlitwa i praca przeplata się w ciągu całego kamedulskiego życia. Objęci są oni surową regułą milczenia. W wyjątkowych sytuacjach ta reguła zostaje zdjęta, np. choroba. Kameduli utrzymują się tylko z tego, co otrzymają od innych oraz z tego, co sami wyhodują przy swojej chatce".
Jaki cel ma taka izolacja? Z ust niektórych słyszę, że przecież Pan Jezus też przebywał na pustyni, więc mnisi, czy pustelnicy idą za Jego przykładem. I ja się tutaj nie zgadzam na takowe porównanie. Ja tu nie widzę analogii. Bo faktycznie Jezus nawet kilka razy udawał się na pustynię, ale nie uczynił z tego swojego stylu życia. On udawał się tam aby odpocząć, wyciszyć się, zaznać spokoju. Jednak zaraz potem działał, nauczał, uzdrawiał chorych i opętanych. I jak podaje Mk 1:32-33 "Całe miasto było u drzwi" Pracy było wiele, więc często dopiero nad ranem udawał się na miejsce pustynne i tam się modlił, tam odpoczywał w obecności Ojca. 
Jezus nie  izolował  się od ludzi,  przeciwnie On przede wszystkim był i żył wśród nich. 
I tego samego nauczał nie tylko apostołów, mówiąc "Idźcie więc i nauczajcie wszystkie narody, udzielając im chrztu w imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego. Uczcie je zachowywać wszystko, co wam przykazałem". Ew.Mat.28:19-20 
On nie nawoływał do zamykania się w odosobnieniu na cale życie. 
My mamy żyć  w świecie, bo tylko tu znajdują się nienawróceni, którym trzeba głosić Jezusa. W klasztorze ich nie ma. 
Zycie klasztorne to działanie wbrew naturze człowieka i nie ma się co dziwić, ze co i rusz słyszymy o niekończących się aferach z seksem  w tle.  
W Ewangeliach  też nie znajdziemy zachęty do życia monastycznego. Dopiero w III czy IV wieku pojawił się taki ruch w Kościele, jako odpowiedz na rozprzężenie duchowe ówczesnych społeczeństw. W zmiennych formach ruch ten trwa do dzisiaj.

wtorek, 2 maja 2017

Stare przeminęło, a nastało nowe...

Świat pełen jest grzeszników, każdy człowiek już rodzi się z grzeszna naturą, a duchowa śmierć jest powszechnym stanem świata. Jedynie odrodzenie czyni nas całkowicie sprawiedliwymi. Jednak myśląc o odrodzeniu zaczynamy się wahać i zastanawiać jak to jest możliwe. 
Nowe narodzenie ma czynić nas świętymi? 
W czasach, gdy świętość zarezerwowana jest tylko i wyłącznie dla tych, którzy cierpieli dla Ewangelii, dokonywali cudów, albo przypuszczalnie osiągnęli wyższy poziom moralny niż przeciętny "Ktosiek" ?
Zdecydowanie wolimy nazywać siebie wiernymi, chrześcijanami czy też ludźmi zbawionymi. A przecież określenie " święty " oznacza uświęcony lub oddzielony, przeznaczony dla Boga. 
Dlaczego taką trudność sprawia nam przyjęcie swojej świętości  (sprawiedliwosci)?
 Przecież Bóg używa tych właśnie określeń, mówiąc o tych, którzy są w Chrystusie. 
Być może dzieje się tak dlatego, że zdajemy sobie sprawę z naszych niedociągnięć i porażek, dlatego jest nam trudno czuć się dobrze, używając tych słów w odniesieniu do siebie. 
Kiedy pojawiamy się na tym świecie, nasz akt urodzenia oznajmia, że pochodzimy z rodziny Adama, z urodzenia i  z natury, a to oznacza, że jesteśmy duchowo martwi. 
Przez upadek Adama i Ewy, rasa ludzka, począwszy od pierwszych potomków, rodziła się duchowo martwa, a tym samym oddzielona od Boga. 
Przeważnie nie zdajemy sobie sprawy, z tego iż w żaden sposób nie uda nam się samodzielnie sprawić,  abyśmy duchowo ożyli. 
Możemy starać się zmienić nasze postępowanie, ale żaden wysiłek nie uwolni nas z przynależności do rodu Adama i nie sprawi, że będziemy odtąd należeli do Chrystusa. 
Adam został stworzony na Boże podobieństwo, ale synowie Adama urodzili się podobni do swojego ojca. 
Grzech Adama przyniósł potępienie dla nas wszystkich i sami nie możemy tego zmienić. 
Jezus powiedział Nikodemowi, że każdy człowiek tak naprawdę potrzebuje ponownie się narodzić. 
Jezus nie mówił, że Nikodem ma bardziej się postarać, aby polepszyć styl swojego życia. Tu nie chodzi o poprawę zachowania przystrojoną przeważnie w religijne piórka. 
Jezus pokazuje, że Bóg chce zmienić naszą naturę. 
Skoro rodzimy się niejako w Adamie, musimy urodzić się w kimś innym, aby nastąpiła autentyczna zmiana. 
"Bo jak w Adamie wszyscy umierają, tak też w Chrystusie wszyscy zostają ożywieni" 1 Kor 15:22 
Kiedy przyjmujemy Jezusa, to nie oznacza to przyjęcia pewnej doktryny  i nie chodzi tylko o to, że w nagrodę wstąpimy do nieba. 
W chwili, kiedy dana osoba składa swoją ufność w dzieło dokonane przez Chrystusa, przechodzi swojego rodzaju operację. Kiedy otrzymujemy zbawienie, zostajemy wyciągnięci z rodu Adama i przeniesieni do rodu Chrystusa. Bóg wkłada nowego ducha do naszego wnętrza. Duchowo rodzimy się na nowo. Nasze stare "ja" zostaje wymazane.  W naszym duchu jesteśmy nowym stworzeniem. 
To Bóg zmienił naszą duchową lokalizację,przeniósł nas z miejsca w Adamie do miejsca w Chrystusie. 
Z powodu naszego początkowego umiejscowienia w Adamie, byliśmy tacy jak Adam. 
Przez umiejscowienie nas w Chrystusie, stajemy się tacy jak Chrystus. Otrzymujemy duchowe życie i stajemy się sprawiedliwi w oczach Boga. 
Jesteśmy połączeni ze zmartwychwstałym Chrystusem, który dzisiaj zasiada po prawicy Ojca.
"On nas wraz z Chrystusem przywrócił do życia i wraz z Nim umieścił nas na wysokościach nieba" Ef 2:6 
Nie pogrążajmy się zatem w naszej niskiej samoocenie,  radujmy się z faktu, że zostaliśmy cudownie oczyszczeni w Chrystusie. Cieszmy się, że odzyskaliśmy relację z Ojcem, bezpośrednią relację. 
Pamiętajmy też, że istotą Ewangelii jest to, iż  Jezus Chrystus uczynił nowym stworzeniem każdego,  kto w Niego wierzy. Stare przeminęło, a nastało nowe. 
Od tej pory Słowo Boże będzie nas przemieniać. 
Od złego do dobrego, od słabości do siły, od niepokoju do pokoju. 
Słowo pozwoli nam przemienić naszą duszę i odnowić nasz umysł, abyśmy umieli rozróżnić, co jest wolą Bożą, a co nią nie jest, aby w pełni korzystać z Bożego błogosławieństwa.