wtorek, 11 lipca 2017

Karykatura...

Jest taka książeczka dla dzieci autorstwa Nele Moost "Jak kózka uczyła się pływać" 
 Myślę, że powinni przeczytać ją wszyscy, nie tylko dzieci. Zapewne każdy zrozumie ją na swój sposób i chyba o to chodzi, gdyż każdy z nas jest inny i niepowtarzalny, tak jak niepowtarzalne jest każde dziecko. 
Ja osobiście treść książki odczytują jako karykaturę obecnego modelu nauczania, gdzie rzadko jest miejsce na indywidualne podejście do każdego ucznia i rozwijanie jego talentów... 

Jest to historia zwierząt, które poszły do szkoły. 
Były wśród nich najróżniejsze gatunki: kaczka, koń, ryba, żyrafa, słoń, gąsienica, mrówka, a także tytułowa kózka. 
Wszystkie zwierzęta musiały uczestniczyć w tych samych zajęciach. 
Oczywiście szybko okazało się, że jedne zwierzęta są w czymś lepsze od innych. 
Kaczka wygrywała zawody pływackie, podczas gdy koń i kózka zupełnie sobie z tym nie radzili. No cóż, koń podpadł także na lekcji latania, próbował zatem dać z siebie wszystko na zajęciach wspinania, ale i w tym także mu nie szło.
Gdy gąsienica nie chciała uczyć się latania, po prostu wyleciała ze szkoły. 
Zatroskany słoń, nie chcąc zawieść wszystkich, ani także opuścić szkoły, udał się na korepetycje. 
Mimo swoich starań, nie podołał i nie wzbił się w niebo. Zrozpaczony rozpłakał się w końcu.
Mała mrówka, która grzecznie odmawiała nauki pływania i latania, nie wykazując najmniejszego zainteresowania tymi przedmiotami, została przeniesiona do szkoły specjalnej.
Po pewnym czasie okazało się, że nawet kaczuszka, już nie jest najlepsza w pływaniu, ponieważ zbyt intensywnie trenowała wspinanie, a finał był taki, że nabawiła się silnych zakwasów i nie mogła aktywnie uczestniczyć w żadnej z lekcji. 
Zwierzątka rozpoczynając naukę w szkole były najlepsze, każde w swojej dziedzinie. Jednak na koniec roku okazało się, że nikt już niczego nie potrafi robić bardzo dobrze. Tak się skupiały na nauce innych przedmiotów, że zaniedbały swoje dziedziny, a nauczyciele stwierdzili, że do niczego się nie nadają. 

Hmmm...Wszystkie dzieci, przychodzące na świat wyposażone są w ciekawość, dlatego każde jest otwarte i chce poznawać otaczającą rzeczywistość. Czyż nie powinny w pierwszej kolejności poznawać siebie samych, dowiedzieć się w czym są dobre?  
Dzieci mają prawo do odkrywania świata na swój sposób, przy wykorzystaniu własnych, niepowtarzalnych uzdolnień i w odpowiednim dla siebie tempie. One są naszym najcenniejszym skarbem, narodowym bogactwem i dbałość o ich radosną, ekscytującą edukację powinna nam dorosłym wyznaczać azymut. 


11 komentarzy:

  1. To ważne, żeby dzieci zaczęły dostrzegać swoją niepowtarzalność.
    To bardzo mądra książka :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No tak Haniu, bo każde jest inne, niepowtarzalne genetycznie, a także inaczej ukształtowane środowiskowo. Książka przekazuje bardzo istotne przeslanie dla nas dorosłych. Pozdrawiam :)

      Usuń
  2. Wiele musiałoby się zmieniać, aby szkoła stała się miejscem rozwijania talentów. Marne szanse
    Miłego dnia :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślę, że małymi kroczkami można to zmienic, ale przede wszystkim trzeba chcieć to zrobić.
      Obecnie szkoła jedynie bazuje na widocznych talentach uczniów. I tu faktycznie nauczyciele potrafią się nad takowymi pochylić, popracować indywidualnie. Dlaczego? Dlatego, że to przyszli olimpijczycy i laureaci, dzięki którym rośnie prestiż szkoły i wysokie miejsce w rankingach. Opłaca się więc je wyławiać i wykorzystywać, jednak wysiłku w tym jest niewiele, a co gorsza odkrywanie tych mniej widocznych talentów w zasadzie nie ma miejsca, gdyż taka działalność jest daleko bardziej pracochłonna i mniej efektywna wizerunkowo.
      Pozdrawiam:)

      Usuń
  3. Dlatego tak ważne jest samodzielne myślenie...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Samodzielne myślenie? W warunkach naszej szkoły, jest to raczej reprodukcja przekazu nauczyciela, powielanie myśli, ale czy na pewno są to myśli ucznia?
      Pozdrawiam :)

      Usuń
  4. I znów nie mogę się z Tobą zgodzić z wyjątkiem jednego fragmentu zdania: „i rozwijania jego talentów”, choć i tu twierdzę, że to nie szkoła na etapie podstawowym jest od rozwijania talentów. Talenty rozwija się w kolejnych etapach nauczania.

    Przedstawionej szkoły zwierząt nie da się porównać ze szkołą dla ludzi. Musiałaby być to szkoła dla jednego gatunku zwierząt. Każde z wymienionych zwierząt jest diametralnie różne od drugiego. Dzieci w swych zdolnościach i możliwościach są jednak bardzo podobne do siebie. Nawet najbardziej kochająca matka nie zna, nie może znać, w czym jej dziecko w przyszłości zabłyśnie, jest gorzej, często to matki przy pomocy dzieci spełniają swoje marzenia, czym w przyszłości może uczynić dziecko nieszczęśliwym. Sama piszesz w takim stylu. „Poznajmy siebie, by dowiedzieć się w czym dziecko jest dobre” (sic!?) bo to znaczy, że narzucasz dziecku swoje pragnienia. Niestety, to tylko pobożne życzenie, twierdzić, że dziecko jest w stanie samo nauczyć się życia i jego praw. Ba! jego zainteresowania mogą się zmienić jeszcze kilka, a nawet kilkanaście razy. Szkoła jest po to aby przekazać wiedzę ogólną, zawsze jest jeszcze tyle czasu, by kształtować indywidualne talenty. Po prostu demonizujesz.

    Mimo to serdecznie pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Asmodeuszu, nieładnie, przekręcasz moje słowa. Ja nie twierdzę, jak podajesz:„Poznajmy siebie, by dowiedzieć się w czym dziecko jest dobre” Mój przekaz brzmi następująco: "Czyż nie powinny(mowa o dzieciach) w pierwszej kolejności poznawać siebie samych, dowiedzieć się w czym są dobre?" przecież to co piszę nijak się ma do Twojego wywodu na temat narzucania dziecku naszych pragnień. One powinny poznawać same siebie, aby odkrywać swoje mocne strony. Chyba jednak czytasz moje teksty bardzo pobieżnie...
      Co do indywidualnych talentów, zdolności, to jak podają neurobiolodzy tworzą się do ok. dwunastego roku życia, a szczególnie w ciągu pierwszych pięciu lat. Wtedy właśnie tworzą się podstawy myślenia, mowy, a także uzdolnienien. Potem okienka się zamykają i spora cześć architektury mózgu jest już zbudowana. Dlatego tak ważne jest aby szkoła w tej pierwszej fazie wyposażyła dzieci w podstawowe umiejętności takie jak czytanie, pisanie i liczenie, przy aktywnym rozwijaniu mocnych stron dziecka. One przekraczają próg szkoły z potężnym potencjałem, który każda mądra szkoła powinna odpowiednio zagospodarować.
      Pozdrawiam :)

      Usuń
    2. Faktycznie coś przekręciłem w odbiorze zdania, ale to pewnie wynika z faktu, że nie wyobrażam sobie aby kilkulatek był zdolny do takiego wyczynu – poznać siebie by rozeznać jakie ma talenty. Ja chciałem w okresie dzieciństwa być: marynarzem, artystą malarzem, szachistą, nico później amantem. W efekcie skończyłem jako górnik. Rzecz w tym że pogląd na świat zewnętrzny i swoje wnętrze, jeśli nie jest zbyt natarczywie indoktrynowany, przez dłuższy czas podlega stałym zmianom. Nie ma żadnego szablonu na wypracowanie pewnego sposobu, co się w naszych mózgach dzieje. Niemniej ok, niech dzieciny szukają swoich talentów, tylko w dalszym ciągu nie wiem, jak w tym przeszkadza szkoła?

      Usuń
    3. Moim zdanie obecny model szkoły, nastawiony na reprodukowanie wiedzy, nigdy nie będzie w stanie odkrywać mocnych stron uczniów. Mnie się osobiście wydaje, że spora częśc nauczycieli jedynie przerabia program, a ich uwaga skierowana jest przede wszystkim na podstawę programową. Powiedz mi, gdzie tu jest czas na pytania, czas na odkrywanie świata, na poszukiwania? Myślę, że cele, jakie zawiera podstawa programowa nie są możliwe do realizacji przez wszystkie dzieci w takim samym tempie. Nawet rozwojowo pojawia się problem, ponieważ do jednej klasy uczęszczają dzieci z tego samego rocznika, ale jedne np. z poczatku roku, a inne z konca. Jak więc mogą uczyć sie w takim samym tempie? Nie uważasz, że nauczanie powinno być bardziej zindywidualizowane? Byc może taki własnie sposób nauki nie niszczyłby wrodzonej ciekawości, ale ją wspierał i rozbudzał, a z tego miejsca już tylko kroczek do odkrywania zainteresowań i talentów.
      Pozdrowienia przeszyłam :)

      Usuń
    4. Ideałem byłby jeden nauczyciel na jednego ucznia, ale chyba sama rozumiesz, że to niemożliwe. Otóż śmiem twierdzić, że część uczniów, ta, która chce, otrzyma odpowiedzi na dręczące go pytania. Jest wiele zajęć pozalekcyjnych. Nie chwaląc się, sam prowadzę takie zajęcia. Rzecz w tym, że większość nie wykazuje żadnych zainteresowań, a zmuszanie kogoś na siłę mija się z celem.

      Jeszcze raz powtórzę, szkoła ma zapewnić na etapie podstawowym minimum koniecznej wiedzy. Reszta jest inwencją rodziców i samej młodzieży. Nikt tego nie zabrania.

      Łączę pozdrowienia :)

      Usuń