czwartek, 6 lipca 2017

Uczący się mózg...

Ostatnimi czasy jestem zafascynowana wszelaką wiedzą z dziedziny neurodydaktyki, czyli nauczania przyjaznego mózgowi. Jest to dziwne połączenie dydaktyki i neurobiologii, ale okazuje się, że niebywale istotne połączenie. 
Jakiś czas temu wpadła mi w ręce książka M. Żylińskiej "Neurodydaktyka. Nauczanie i uczenie się przyjazne mózgowi". Napisana jest bardzo przystępnym i lekkim językiem i  uwierzcie mi, że naprawdę otwiera oczy na nasz obecny system edukacji. 
Marzeniem każdego rodzica jest, aby dziecko czuło się w szkole dobrze i przede wszystkim rozwijało swoje mocne strony, swoje talenty i zainteresowania. 
Obecny model nauczania, to swoisty XIX wieczny, pruski skansen, gdy powstawał nie było jeszcze wiadomo, jak przebiegają procesy uczenia się. 
Od mniej więcej 20 lat możemy zajrzeć do uczącego się mózgu. 
Żylińska podaje, że mózg z lawiny zalewających go bodźców, wybiera tylko to co może okazać się dla niego przydatne. Decyduje kiedy uruchomić swoją aktywność i zapisać istotne dla niego fakty w sieci ok 90 (czy może nawet więcej) miliardów neuronów. 
Przyswaja nowości, wszystko to co nietypowe, jeśli czegoś nie uzna za ważne, biorąc pod uwagę uwarunkowania genetyczne i środowiskowe, odrzuca bez wahania. 
Natura nie przystosowała go do gromadzenia informacji niczym w bardzo pojemnym segregatorze, do którego można powpinać to, co się akurat chce przekazać. Mózg woli wynajdować reguły i dopasowywać je do rzeczywistości. W działaniu rozwija się znacznie dynamiczniej, niż poprzez bierną obserwację. 
A w naszych szkołach dominuje transmisyjny model nauczania. Wiedza jest przekazywana od nauczyciela do ucznia. Nauczyciel podaje wiedzę na talerzu, a uczeń ma ją sobie przyswoić. Jednak neurony zmieniają się tylko w wyniku aktywności, a jest to możliwe tylko wtedy, gdy uczniowie wykonują konkretną pracę, gdy zadają pytania, dociekają, sprawdzają, dopasowują i wreszcie wnioskują, 
Nauczyciel w pierwszej kolejności powinien wspierać ucznia w jego działaniach, a nie przede wszystkim oceniać, sprawdzając stopień przyswojenia wiadomości. 
Jego rola w XXI wieku powinna polegać na inspirowaniu, dzieleniu się doświadczeniami, pomocy w wyciąganiu wniosków,  porządkowaniu myślenia ucznia, a wszystko to powinno przebiegać w oparciu o jego mocne strony, o talenty i zainteresowania. 
Formatowanie wszystkich dzieci na jedną modłę może przynieść więcej złego niż dobrego. 
Hmmm...To smutne, ale jedyne, co się zmienia w naszych szkołach, to to, że tablica jest już zazwyczaj interaktywna, a tablety zastępują podręczniki. Tylko, że zastosowanie nowych technologii nie jest jeszcze żadną innowacją. Wymiana narzędzi pracy, w niczym nie zmienia nieużytecznego w dzisiejszych czasach, przestarzałego sytemu, który niszczy indywidualizm i kreatywność ucznia, a także utrudnia pracę mózgu. 



11 komentarzy:

  1. Przyznaję Ci rację Olimpio. Mam dwóch synów w wieku szkolnym i widzę jak fatalny jest program nauczania. Zero kreatywności i doceniania mocnych stron ucznia, a sposób prowadzenia zajęć to istna era dinozaurów. Nauczyciele wychodzą z założenia, że trzeba odbębnić swoje i iść do domu.
    Pozdrawiam serdecznie:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mario kochana, myślę że z tym odbębnianiem, to chyba zbyt daleko idące uproszczenie. Może jednak nie wszyscy nauczyciele reprezentują taką lajtową postawę. Osobiście mam naprawdę wiele szacunku dla tej grupy zawodowej, gdyż praca z dziećmi, a zwlaszcza z 30-osobowymi zespołami, to na pewno nie jest bulka z maslem. Ja mam dość, gdy czasami zdarzy mi się przekroczyc próg szkoły w czasie przerwy, toż to istny ul...
      Myślę, że nauczyciele sami niezbyt dobrze czują się w tym naszym modelu edukacyjnym. Z tego, co czytam, wielu z nich wykazuje się sporym zaangażowaniem w program "Budzącej się szkoły"
      Może chociaż nasze wnuki, doświadczą innej, lepszej szkolnej rzeczywistości, oby... Pozdrawiam serdecznie :)

      Usuń
  2. Ciekawe spojrzenie na sam system edukacji. No i wszystko niby się zgadza, ale zastanawiam się czy aby na pewno winić tu można samych nauczycieli. Pamiętaj, że są oni niejako zobligowani do realizacji programu bądź co bądź narzuconego odgórnie. A zważywszy na fakt, że przeważnie nie tworzą go kompetentni ludzie, zmienia się pozornie wiele, tylko przeważnie na gorsze. Ja myślę, że po prostu o podstawie programowej nie powinni decydować co cztery lata przypadkowi urzędnicy bez wizji.
    Sam jestem nauczycielem i niejednokrotnie sposob nauczania w naszym kraju budzi we mnie frustrujące uczucia. Ale czy nie uważasz Olimpio, że dopóki szkoła nie przestanie na pierwszym miejscu stawiać testów kompetencji, egzaminow do których musi przygotować uczniów, gdyż są niejako wpisane w szkolną rzeczywistosc, doputy marzenia o szkole, która wyzwala kreatywność i rozwija talenty uczniów można między bajki włożyć.
    pozdrawiam Michał

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie sposób się z Tobą nie zgodzić, ale świat wokół nas zmienia się dosłownie na naszych oczach, a zobacz w jaki sposób przebiega edukacja naszych dzieci??? Czy szkoła wyposaża je w kompetencje, które mogą okazać się nieodzowne w ich dorosłym życiu?
      Może faktycznie pora wykonać ostre cięcie i jak podaje Żylińska wymyślić szkołę od nowa...
      Pozdrawiam Michale :)

      Usuń
    2. Olimpio, to się tylko tak łatwo mówi "wymyślić szkołę od nowa", ale jak to sobie wyobrażasz? Bo oczywiście można prowadzić całość nauczania w innowacyjny sposób, ale co z tego, jeśli tak czy inaczej zobligowani jesteśmy odgórnie do przeprowadzania testów kompetencji, które przede wszystkim skoncentrowane są na pomiarze zasobu wiedzy i umiejętności.
      I z tego jesteśmy rozliczani. Musiałoby się zmienić zupełnie wszystko, od podstaw. No i tu zaczynają się schody.
      Pozdrawiam Michał

      Usuń
    3. No tak Michale, ja to wszystko rozumiem, jednak myślę że w tym przestarzałym systemie edukacji gubimy bezpowrotnie ciekawość poznawczą dzieci, skupiając się przede wszystkim na realizacji celów zawartych w podstawie programowej, a która jak wiemy nieustannie podlega zmianom, wprowadzanym przez co rusz to nowe ekipy rządzące.
      Mnie osobiście nie bardzo podoba się mechaniczne odtwarzanie informacji przez uczniów. Taki sposób powoduje, iż wiedza może być wykorzystywana jedynie w znanych, typowych, przećwiczonych wcześniej sytuacjach. Piszesz o testach kompetencji, do których nalezy przygotować ucznia. No i z tym jest chyba najwiekszy problem. Dla ministerialnych urzędników liczą się przede wszystkim wyniki testów i rankingi tworzone na ich podstawie. Dla mnie jako rodzica dużo ważniejsze jest to, aby moje dziecko miało możliwość rozwoju i nie marnowało swoich indywidualnych talentów. Raczej wspierałabym kreatywność i innowacyjność. Nie wiem do czego dzieciom może się przydać powielanie znanych schematów. Taka nauka "po śladzie" to sposób na wyrażanie czyichś myśli, a nie własnych. Nie wiem czy tzw. twarde kompetencje mierzalne za pomocą testów, przygotują uczniów do przyszłego życia w nieustannie zmieniającej się rzeczywistości. Pracodawcy obecnie o wiele chetniej dopominają się o kompetencje miękkie, które bazują na zainteresowaniach, umiejetności pracy w zespole czy nieustajacej chęci do nauki, do rozwoju.
      Pozdrowienia ślę :)

      Usuń
  3. W znacznej części zgadzam się z Michałem. Dodam od siebie, że nie sposób opracować modelu nauczania na tyle elastycznego, że odpowiadałby każdemu z osobna dziecku. Przy wysokim stopniu rozwoju poszczególnych dziedzin nauki, nie znajdziesz nauczyciela, który opanuje wszystkio i zakładając, że ma nawet tylko kilku uczniów, żadnemu nie zapewni pełni wiedzy. Chyba, że odwrócić proporcje, na jednego ucznia kilku nauczycieli w indywidualnym toku nauczania. Potrafisz sobie wyobrazić taką armię belfrów?

    Nikt nie mówi, że obecny system nauki jest idealny, ale został wypracowany na bazie wieloletnich doświadczeń. Osobowe talenty można rozwijać na zajęciach pozalekcyjnych a minimum wiedzy ogólnej nie jest niczym złym, ja przynajmniej nie znam przypadków, aby komuś zaszkodziła.

    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No właśnie, z tym problem chyba największy Asmodeuszu - elastyczny model nauczania. W sumie mówiąc o szkole, wszyscy mamy przed oczami tę, którą znamy, ale czy to oznacza, ze szkoły nie mogłyby funkcjonować inaczej? Czy hołdowanie transmisyjnemu modelowi edukacji, gdzie nauczyciel przekazuje uczniom wiedzę nie sprawia, że trzymamy się modelu, stworzonego na potrzeby świata, którego już nie ma? Nasze dzieci uczone są tak, jak nasi pradziadkowie. Problem w tym, że w ten sposób trudno przygotować je do rozwiązywania problemów, z jakimi przyjdzie im się zmierzyć w przyszłości. Hmmm...Jeśli uważasz Asmodeuszu, że mamy dobre szkoły, to dlaczego tak wielu uczniów nie chce do nich chodzić i tam traci motywację i checi do nauki?
      Pozdrawiam :)

      Usuń
    2. A kto mówi, że są same dobre szkoły? Bywają lepsze i gorsze. Dlaczego jest wciąż ten sam system nauczania? Otóż błąd, ten system, wprawdzie ledwie dostrzegalnie, ale stale się zmienia. Nie zawsze na lepsze, ale problem w tym, że jego efektów nie da się dostrzec z dnia na dzień. Ja zapytam: znasz jakiś uniwersalny system nauczania, który się sprawdził? Na Zachodzie odstępuje się od tzw. łopatologii i efekt jest taki, że absolwenci, choć inteligentni, mają problemy z wiedzą podstawową, co niekiedy powoduje to prawdziwy chaos, szczególnie w życiu społecznym.
      Ja już pominę milczeniem, jakich należy oczekiwać skutków po reformie w naszym kraju, skoro podstawami programowymi wracamy do średniowiecza...

      Usuń
    3. Asmodeuszu, nie znam systemu nauczania, który by się sprawdził, ale znam taki, który się nie sprawdza, a jest nim obecny system, który jako XIX wieczny model nauczania już raczej wyczerpał swoje możliwości. Głosy niezadowolenia formułowane są dziś przez wszystkich zainteresowanych (uczniów, rodziców, nauczycieli, wykładowców wyższych uczelni, pracodawców)
      A jakże, słyszymy, że niebawem sytuacja radykalnie się poprawi, bo ministerstwo wprowadza kolejną reformę. Jednak wprowadzane zmiany skutkują jedynie ogólnym zamieszanie, w którego centrum znajduje się uczeń.
      Piszesz Asmodeuszu, że "ten system, wprawdzie ledwie dostrzegalnie, ale stale się zmienia". I ja tutaj też jakby mam podobne odczucia, ale według mnie jest to zmiana od środka, od wewnątrz, a zmiany tej dokonują madrzy i kreatywni nauczyciele. To oni przecież stwarzają sytuacje doświadczalne, tworzą projekty edukacyjne, które angażują poprzez działanie, pozwalają uczniom na stawianie hipotez, na samodzielne szukanie rozwiązań, na odrywanie zależności, na popełnianie błędów, na znajdowanie odpowiedzi na pytanie: Po co mi ta wiedza, do czego jest mi potrzebna? Są to działania bardzo czasochłonne, ale jak mi się wydaje zgodne z naturalnymi preferencjami ludzkiego mózgu. Jednak powiedz mi jaki to ma sens, skoro skoro za chwilę na łeb ma szyję gonią (bo czas nagli) z materiałem nauczania, aby zrealizować podstawę programową, żeby przygotować uczniów do takich czy innych testów
      ?????
      Co do ostatniego Twojego zdania, to śmiem twierdzić, że powrót do średniowiecza nam nie grozi, a chociażby z tego powodu, że żyjemy w czasach alternatywnych źródeł informacji. Nowe technologie informatyczne to przecież bułka z masłem dla każdego młodego człowieka i zapewne poradzi sobie ze zweryfikowaniem wiedzy uzyskanej w szkole. Akurat o to to ja jestem spokojna.
      Pozdrawiam :)

      Usuń
    4. Ano właśnie, nikt nie zna idealnego sytemu nauczania. Jakikolwiek by nie był zawsze znajdzie się jakieś „ale”.
      Zły to nauczyciel, który nie potrafi się zmieścić z materiałem w czasie. Rozumiem drobne opóźnienia, które wynikają z takich czy innych przyczyn, piętrze zaległości wynika ze złej organizacji. Mam wątpliwości, co do skuteczności testów, ale dawne egzaminy też je budziły, a przecież jakoś trzeba sprawdzić, zarówno pracę nauczyciela jak i wiedzę ucznia. Cokolwiek by jednak nie pisać na temat dzisiejszego nauczania, sądzę że malkontenctwo nie jest w pełni uzasadnione. Mam stały kontakt z młodzieżą uczącą się i śmiem twierdzić, że w większości nic jej nie można zarzucić pod względem nabywanej wiedzy. Owszem, są bardziej lub mniej zdolni, ale tego nie wyeliminuje nawet najbardziej uniwersalny system nauczania.
      Powrót do średniowiecza, to była metafora i odnosi się li tylko do pewnych aspektów nowej podstawy programowej, tej wykazującej na wstecznictwo, np. eliminowanie wiedzy na temat ewolucji, ograniczenie fizyki na rzecz wychowania patriotycznego (historii) czy etyki katolickiej.
      Odwzajemniam pozdrowienia :)

      Usuń