piątek, 3 kwietnia 2020

Zostałeś usprawiedliwiony...

Czy zastanawialiście się kiedyś, jakie są rezultaty głoszenia Ewangelii? Ewangelii – czyli dobrej nowiny o Jezusie Chrystusie? Paweł w Liście do Rzymian (1:16) mówi, że Ewangelia uwalnia „Moc Bożą”, która przynosi Jego zbawienie do naszego życia. Przy czym słowo „zbawienie” nie oznacza jedynie wybawienia od piekła. 
Słowo tłumaczone jako „zbawienie” jest przebogate w swoim znaczeniu. W grece mamy tam słowo „soteria” – czyli „wyzwolenie od czegoś, zachowanie nas przed czymś, zabezpieczenie nas przed czymś” Słowo „soteria” obejmuje zatem każdy obszar naszego życia, który wymaga wyzwolenia, abyśmy mogli cieszyć się pełnią życia i powodzeniem w ciele, duszy i duchu. 
Zauważ, że tego zbawienia nie odnajdziemy w starym przymierzu prawa, bo tylko Ewangelia Jezusa jest tym, co uwalnia moc Bożą, która wnosi ochronę, uzdrowienie, uwolnienie i stabilizację w każdym obszarze życia. Nic więc dziwnego, że wróg sprzeciwia się każdemu, kto głosi Ewangelię o Jezusie Chrystusie. 
Jeśli chcecie, pragniecie aby pełnia Boża ogarnęła obszary, z którymi się w życiu zmagacie, to upewnijcie się , że słuchacie faktycznie Ewangelii o Jezusie,  Ewangelii Łaski Bożej. Upewnijcie się, że nie słuchacie zwiastowania opartego na prawie, lecz niesfałszowanej łaski Jezusa Chrystusa. 
Zapytajcie się siebie, czy dostrzegacie w swoim życiu owoc Ducha? 
Miedzy uczynkami, a owocem Ducha istnieje zasadnicza różnica. Uczynki są wynikiem własnych starań, wynikających z obciążenia przez wymogi prawa. Owoc natomiast to rezultat życia. Podobnie jak drzewo będzie w naturalny sposób wydawało dobre owoce, jeśli jest właściwie nawadniane i wystawiane na odpowiednią dawkę światła słonecznego, tak samo Chrześcijanin bez żadnych starań ze swojej strony, o ile będzie właściwie nawadniany i wystawiany na światło Bożej miłości, będzie owocował. 
Pamiętajcie, że całkowicie oczyszczony Duch Boży mieszka w Was, jeśli jesteście osobami wierzącymi. W Chrystusie macie nowe życie, nowy początek i nową przyszłość! 
Zatem nie pozwólmy, aby samopotępienie pozbawiło nas tego, co najlepsze. 
Uwierzcie, że samopotępienia nie można się pozbyć dzięki własnej silnej woli. 
Z chwilą, gdy uwierzyliście w dzieło Jezusa na krzyżu, zostaliście usprawiedliwieni na podstawie wiary. Wiara w Jezusa jest fundamentem trwałych przełomów, oraz autentycznej przemiany, która rozpoczyna się w Waszym wnętrzu, by następnie objawiać się na zewnątrz. 


61 komentarzy:

  1. Z wielką przyjemnością przeczytałem Twoją notkę, ale mam pewne zastrzeżenia do następującego fragmentu: Miedzy uczynkami, a owocem Ducha istnieje zasadnicza różnica. Uczynki są wynikiem własnych starań, wynikających z obciążenia przez wymogi prawa. Owoc natomiast to rezultat życia.
    Całkowicie się z Tobą zgadzam, gdy rozróżniasz samodoskonalenie od oddania siebie Duchowi Świętemu - w życiu chodzi tylko o to drugie! Ale kompletnie się nie zgadzam z tym, że uczynki są wynikiem własnych starań. Im bardziej kochamy Boga, tym bardziej wypełniamy Jego wolę - a On posługuje się nami, by ta Jego wola wypełniała się wobec innych. A wypełnia się w konkretnych czynach. Im bardziej pragniemy wypełniać wolę Pana, tym bardziej nasz uczynki są właśnie wypełnieniem Jego woli.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No tak Leszku, im bardziej kochamy Boga, tym bardziej wypełniamy Jego wolę, ale nie może tu być mowy o jakimkolwiek staraniu się. Gdy Boża miłość nas dotyka, wtedy w najgłębszych zakamarkach serca zaczynamy doświadczać przemiany od środka. Moc do zwalczania wszelkich pokus nie pochodzi z zewnątrz, nie jest wynikiem naszych starań, jest wewnetrzną mocą Ducha Świetego. Podobnie z uczynkami, chęć spełniania dobrych uczynków wypływa z naszego wnetrza, tak po prostu. Nie możesz sobie nimi zasłuzyć na większą przychylność Boga, gdyż w Jego oczach uczynki nie znaczą w zasadzie nic. Liczy się to, co Jezus zdziałał na krzyżu. A On uczynił już wszystko. Niczego już do tego dzieła dodać się nie da! Wypełniamy uczynki, gdyż Jezus nas przemienił tak pięknie, aby dobro i miłość wypływały z nas samoistnie.
      A tak na marginesie: Nie myślałeś czasami o tym, że martwe uczynki (jakieś tam rytuały) są pozbawione jakiegokolwiek sensu?
      Pozdrawiam :)

      Usuń
    2. No widzisz - zaczynasz rozumieć :) Nasz uczynki płyną z tego, jak bardzo poddajemy się woli Bożej. I w tych uczynkach nie ma żadnej zasługi (jesteśmy tylko nędznymi sługami) - zaczynasz myśleć, jak katoliczka! Wiara bez uczynków jest martwa - uczynki (czyli owoce - bo to to samo) płyną z tego, na ile jesteśmy podatni woli Bożej.

      Czy martwe uczynki są bez sensu? - oczywiście są bez sensu. Ale tu podstawowe pytanie, co dla kogo jest martwe?

      Usuń
    3. Martwe uczynki? Hmmm… Pan Jezus zostawił nam tu na Ziemi przykazania miłości. Według mnie wszelkie uczynkowe działania, wykonywane bez miłości i potrzeby serca, to martwe uczynki. Możemy czynić piękne na pozór, pobożne dzieła, ale niekoniecznie z dobrych pobudek (np.: ze strachu, z chęci zasłużenia sobie na Bożą przychylność, z obowiązku, z przyzwyczajenia, bo taką mamy tradycję, bo ludzie patrzą…)
      My nie mamy wykonywać pobożnych, legalistycznych, świętoszkowatych czynności. (tu przyklęknąć, tak się przeżegnać) Pan Jezus nie miał stałych, niezmiennych zasad, norm postępowania, przypisanych do konkretnych sytuacji. Jezusowi chodziło i w dalszym ciągu chodzi tylko o miłość. Jeśli w naszym postępowaniu nie kieruje nami miłość, wtedy nasze najpiękniejsze uczynki są jak szmaty plugawe w oczach Boga.

      Usuń
  2. Innymi słowy, dobre uczynki są wynikiem bycia chrześcijaninem - można tak powiedzieć? Nie chodzi o to, by uczynkami starać się o zbawienie, lecz by w życiu osoby zbawionej powstał dobry owoc. To zupełnie zmienia zależność. Należałoby teraz napisać więcej o przynoszeniu owoców.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ..."dobre uczynki są wynikiem bycia chrześcijaninem... Nie chodzi o to, by uczynkami starać się o zbawienie"..
      Jednym słowem, wg niektórych z Was, kto nie jet chrześcijaninem - nie może spełniać dobrych uczynków... I vice versa? Cieszę się,że mam tę Waszą samouwielbiającą świadomość poza sobą od ponad 60 lat. Co za ulga!!! Mogę swobodnie i z uśmiechem czynić "złe uczynki", które w przeciwieństwie do "dobrych" są wynikiem moich "własnych starań"... Że tego nie robię? NO cóztaram się postępować etycznie... Po prostu...

      J.K.N.
      Uwaga na owoce! W myśl tej Waszej jarskiej logiki należy je chyba myć przed jedzeniem i po jedzeniu!
      Miłego trwania w przekonaniu o własnej doskonalości życzę. I zdrowia, które co prawda jest jest marnością nad marnościami, jednakże...

      Usuń
    2. Podstawowe pytanie, czy Ty kochasz Jezusa? (tak całkiem dosłownie, jak chłopak kocha dziewczynę, a dziewczyna chłopaka)
      Od tego się wszystko zaczyna. Bo jeśli pragniesz Go kochać, to tę miłość otrzymasz! Bóg jest jedynym źródłem miłości - ale On da tę miłość każdemu, kto pragnie tej miłości. A dalej to wszystko jest konsekwencją tego, że Ty kochasz Jezusa. (bo pozwolisz, by On Cię kochał; On kocha każdego, ale nie każdy pozwala Mu siebie kochać - wóczas On jest bezradny, bo On szanuje wolość człowieka).

      Usuń
    3. @Ania K. Olszewska
      No tak Aniu, a dobry owoc wydaje człowiek, którym kieruje miłość do Boga, a także do bliźniego. Gdy widzisz, gdy znasz człowieka z którego wypływa niebywała cierpliwość, uprzejmość, radość, pokój, miłość, dobroć, wierność itp., możesz być peny, że właśnie tak działa w nim Duch Święty. Mało tego, tutaj wiadomo, że człowiek ma świadomość, przekonanie, pewność, że zamieszkuje w Nim Duch Święty i ma tę realną możliwość obcowania z Nim na co dzień. A to uaktywnia w nas niezmierzone pokłady miłości.
      Serdeczności :)

      Usuń
    4. "Podstawowe pytanie, czy Ty kochasz Jezusa? (tak całkiem dosłownie, jak chłopak kocha dziewczynę, a dziewczyna chłopaka)".

      Skończ proszę Leszku z tym porównywaniem miłości do Pana Boga z miłością dziewczyny do chłopaka i odwrotnie.
      Z uporem godnym lepszej sprawy właśnie na ten rodzaj miłości z lubością wręcz się powołujesz. Miłości niedoświadczonych życiem kochanków, bo nawet nie małżonków!
      Nie pamiętam, żeby gdziekolwiek w Ewangeliach były odwołania do takiej właśnie miłości opierającej się w tym wieku (młodzieńczym!) głównie na erotyzmie.
      Pan Jezus dużo mówił o miłości synowsko-ojcowskiej, braterskiej, matczynej, bliźniego, w tym nawet nieprzyjaciół. Ale czy zachęcał do miłości kochanków?

      Usuń
    5. Znam twoje czyny i wiem, że nie jesteś ani zimny, ani gorący. Lepiej, abyś był albo zimny, albo gorący.
      Dlatego, że jesteś zaledwie letni, a nie gorący ani zimny, wypluję cię z ust.
      (Apokalipsa 3,15-16)
      Ty masz się cieszyć na każde spotkanie z Nim, masz się szykować na to spotkanie, masz się cieszyć na wszystko, co będziesz robić z myślą o Nim...
      Do jakiej relacji tu na ziemi przyrównasz takie zachowania?
      To może jest i szokujące, ale to chodzi właśnie o taki stosunek. Mało - pamiętaj o tym, że ta osoba, która jest teraz dla Ciebie najważniejsza, jest tą osobą poprzez którą do Ciebie przychodzi sam Bóg! (oczywiście ta osoba Bogiem nie jest - ale poprzez nią Jezus okazuje Ci swoją miłość!)
      Dlaczego Olimpia odeszła z KK (tego nie wiem, ale tak sądzę)? - bo wokół nie byli sami letni...

      Usuń
    6. Ja nie jestem pewna, dlaczego Olimpia odeszła z KK, ale powiem Ci, dlaczego ja odeszłam. Nie dokonałam aktu apostazji, ale przestałam identyfikować się z doktryną.
      Po to, by być bliżej Boga.
      Nie wiesz nawet jakie to trudne, kiedy człowiek chciałby wziąć udział w nabożeństwie bez naruszania czystej nauki Jezusa. Kiedy podczas Mszy ksiądz nazywa Ojcem Świętym papieża, początkowo w myślach powtarzałam "Dla mnie Ojcem Świętym jest Bóg".
      Kiedy podnosił "opłatek", mówiłam w myślach: "Dla mnie Ciałem Chrystusa jest Jego Słowo".
      Według mnie sami letni to ci, którzy obojętnie przyjmują słowa kapłana, śpiewają to co im każą, nawet jeśli słowa pieśni kościelnej przeczą pierwszemu przykazaniu.
      Z tego, co przeczytałam na blogu, Olimpia nie jest taka "letnia", bo bada Słowo. Letni nie odważy się na zmianę. Pójdzie drogą większości, bo "w tłumie raźniej".
      A może droga KK jest właśnie tą "szeroką i wygodną drogą"? Robi się to, co każą, dostaje się "rozgrzeszenia"?

      Usuń
    7. Ananimie, nie wierzę ani jednemu Twemu słowu - bo to jest ideologizowanie! Dziewczyna, która wyrosła w kościele katolickim, będzie traktowała jako coś naturalnego, że papieża nazywa ojcem świętym. Najpierw jej ktoś musiał wmówić, że tak nie można, a teraz to powtarza, by siebie samą utwierdzić w przekonaniu, że dobrze zrobiła! To jest czyste ideologizowanie.
      A o Olimpii napisałem, iż przypuszczam, że od samego początku chciała być gorąca i dlatego odeszła od tych, którzy w jej otoczeniu byłi wyłacznie letni. Pociągnęli ją ci, którzy byli gorący. Bo Pan pragnie takich gorących.

      Usuń
    8. @Leszek
      Napisałeś w słowach komentarza (cyt."Dlaczego Olimpia odeszła z KK (tego nie wiem, ale tak sądzę)? - bo wokół niej byli sami letni...") A czy możesz mi wyjaśnić, czym według Ciebie jest owa letniość? Zastanawiam się czy faktycznie rozumiesz to tak jak ja, czy po prostu użyłeś słowa, które rozumiemy jednak odmiennie. Dlaczego lepiej być zimnym niż letnim (Czy ma to sens?)
      Ks.Objawienia 3:15 ..."A ponieważ jesteś letni, a więc ani gorący, ani chłodny, zamierzam cię zwymiotować z moich ust"
      Jak to tłumaczysz z perspektywy Katolika? Czyż bycie letnim dla Jezusa nie jest lepsze, niż bycie całkiem zimnym? Dlaczego więc Jezus chciał, aby kościół raczej był zimny, skoro nie jest gorący?
      Pozdrawiam :)

      Usuń
    9. Odpowiedź masz w historii św. Pawła - on wręcz lodowaty dla chrześcijan jechał do tego Damaszku, a wystarczyła jedna rzecz po drodze, gdy stał się gorący. A z takim letnim co zrobić? - przyjdzie z palemką, by ksiądz pokropił ją kropidłem i jest dumny z siebie, że zaczął Wielki Tydzień.
      Ale proszę się nie wymigiwać, tylko odpowiedzieć, czy dobrze trafiłem?

      Usuń
    10. Leszku, zaraz, zaraz...coś mi się tu migasz z konkretną odpowiedzią na moje pytanie. Ono brzmiało: "Czyż bycie letnim dla Jezusa nie jest lepsze, niż bycie całkiem zimnym? Dlaczego więc Jezus chciał, aby kościół raczej był zimny, skoro nie jest gorący?"
      Pozdrawiam :)

      Usuń

    11. Niestety mylisz Leszku zakochanie z miłością. A to nie jest to samo. Ta niby wszechogarniająca radość z zakochania przez zaburzenia poznawcze, niestabilność emocjonalną, nieracjonalne zachowania osoby doświadczającej zakochania jest stanem często nazywanym psychozą fizjologiczną. Psychozą, która trwa na ogół nie dłużej niż 2 lata i przechodzi sama bez leczenia. Ale dopiero koniec zakochania może otworzyć drogę do dojrzałej miłości. Zaś dojrzała miłość jest decyzją, podkreślmy odpowiedzialną decyzją a nie jakąś rozhuśtaną emocją.
      Taka dojrzała odpowiedzialna miłość nie ma nic wspólnego z letniością.
      To naprawdę nie o to chodzi.

      Przykład z palemką wcale nie musi wskazywać na letniość, a nawet wprost przeciwnie - bo skoro znajduję radość z przygotowania tej palemki, podejmuje ten trud, a potem jeszcze czuję dumę, że poświęciłam i rozpoczęłam Wielki Tydzień, to ho, ho ile w tym może być nie tylko ciepła, co wręcz gorąca … :) Oczywiście, jeśli sobie zdaję sprawę po co to robię i że na tym nie kończy się celebracja tego Tygodnia.

      Usuń
    12. Ja się migam? - to raczej Ty, bo ciągle nie mam odpowiedzi.
      Ja Ci odpowiedziałem - z tego, kto jest zimny, łatwo można uczynić gorącego! A tymczasem letni gorącym nigdy się nie stanie. A On chce byśmy byli gorący!
      Przestań się migać i odpowiedz wreszcie.

      Usuń
    13. Człowiek letni5 kwietnia 2020 22:56

      nie jest może zły, nie czyni nikomu krzywdy, ale też nie ma z niego pożytku w budowaniu Królestwa Bożego. Nie sprzeciwia się złu, kłamstwu, obłudzie.
      Ze wszystkimi idzie na kompromisy dla "świętego spokoju". Myśli o swoich rozrywkach i przyjemnościach. Nie wysila się, by odróżniać dobro od zła.
      Zimny człowiek dystansuje się od tego, co złe. Nie stara się wszystkim przypodobać. Gorąco angażuje się w światłe sprawy. Bóg i jego wola nie sa mu obojętne.

      Usuń
    14. Mario, niczego nie mylę - miłość obejmuje całego człowieka, także jego uczucia. I skąd wzięłaś, że po 2 latach uczucia mijają i miłość obejmuje całego człowieka, jednak poza jego uczuciami? Zakochanie może trwać całe życie - ale nie chcę powtarzać tu Listów o miłości.
      Miłość to nie tylko wola, ale także uczucia, a również ciało (jakbyśmy nie dzielili człowieka, obejmuje jego całego). I wszystko zaczyna się od tego, czy ja pokocham Jezusa całym sobą. I mam go kochać nie stawiając żadnych granic - mam być gorący.
      A co do palemki zgadzam się z Tobą w pełni - problemem jest właśnie to, jeśli ta palemka miałaby przesłonić przeżywanie Wielkiego Tygodnia (i tylko o takiej sytuacji pisałem - samo święcenie palemek jest miłym zwyczajem i przeciw niemu nie występuję; jest jednak źle, jeśli w wierze nie ma wiary, a pozostaje jedynie religijność).

      Usuń
    15. w Jezusie jest wielu.
      Dzisiaj rozmawiałam z kimś, kto przez lata był przekonany, że kocha Jezusa. Kiedy zapytałam go, czy wie, że nie można dwóm panom służyć, to się zdziwił. Nie znał tej nauki Jezusa. Czy wobec tego znał Jezusa, czy był zakochany w swoim wyobrażeniu o Jezusie? Może miał obraz Jezusa letniego, miękkomiłującego, tolerancyjnego?

      Kto jednak prawdziwie Go kocha, okaże się po wielu trudnych próbach które przechodzimy.
      Apostoł Jan zesłany na Patmos, traktowany jak przestępca, z pewnością nie był "zakochany". Ważne jest to, jak tę miłość człowiek urzeczywistnia. Miłości nie można oddzielić od wierności.

      Usuń
    16. Anonimie, ja mówię od czego trzeba zacząć. Ale proszę daj Jezusowi czas, by przemieniał tego, kto zapragnął Go pokochać bez żadnych granic. Czasami (a może najczęściej - tego przecież nie wiem) ta przemiana trwa przez całe życie (tu na ziemi).

      Usuń
    17. Leszku,
      ja się nie migam. Dobrze, napiszę, jak rozumiem, jak wierzę w słowa Jana z przytoczonego wersetu: „Znam twoje czyny i wiem, że nie jesteś ani zimny, ani gorący. Lepiej, abyś był albo zimny, albo gorący. Dlatego, że jesteś zaledwie letni, a nie gorący ani zimny, zwymiotuję cię z moich ust. (Apokalipsa 3,15-16) Według mnie, nie chodzi o nasze działania i zachowanie, Jezusowi nie chodziło o to abyśmy w swojej wierze byli dla Niego rozgrzani do czerwoności. On powiedział, że pragnie nas zimnych, albo gorących, w żadnym razie letnich.
      Zobacz...nie miałoby to przecież najmniejszego sensu, gdyby odnosił się do zachowań wierzących, gdyż bycie letnim dla Jezusa jest z całą pewnością lepsze, niż bycie całkiem zimnym, nieprawdaż ?
      Dlaczego więc Jezus wolał, aby kościół był zimny (skoro nie był gorący)? Dla mnie ten werset ma sens jedynie w kontekście mieszania Prawa z Łaską (mieszania Przymierzy) Jezus wolałby, aby kościół był całkowicie zimny pod Prawem ( przestrzeganie Dekalogu - co z góry skazuje wiernych na niepowodzenie) lub gorący całkowicie pod Łaską. Jeżeli jesteś całkowicie pod Prawem, to doprowadzi to Ciebie do desperacji i w efekcie prosto w ramiona Jezusa. Prawo pokaże Twoją niezdolność do sprostania mu, objawi również całą Twoją grzeszność. W rezultacie dojrzysz potrzebę przyjęcia Jego Łaski. Jeżeli masz do czynienia z pomieszaniem, czyli wiarą w Łaskę neutralizowaną przez trzymanie się Prawa, traci ono swoją moc prowadzenia Ciebie do końca Twoich możliwości i szukania Łaski. To właśnie dlatego nie możesz być jednocześnie zimny i gorący, czyli w dużym uroszczeniu letni. W chwili kiedy zaczynasz równoważyć jedno z drugim, każde z tych Przymierzy traci moc oddziaływania na Twoje życie. Z powodu mieszaniny obydwu, stajesz się letni. Nie możesz wlewać nowego wina do starych kubłaków, bo stracisz kubłaki i wino. Letni to ten, który wierzy w odkupienie grzechów, wierzy w dzieło Jezusa, a jednak w dalszym ciągu polega na własnych działaniach, na własnym wysiłku w przestrzeganiu Dekalogu. Jeśli próbujesz ze wszystkich sił zachować Prawo, co chwilę będziesz wyznawał swoje grzechy biegając do konfesjonału, doprowadzisz siebie do obłędu, stwierdzając, że nie dajesz rady zapanować nad grzechem. Dlatego właśnie musisz zdać sobie sprawę z tego, że potrzebujesz Jezusa, który zapewnia Ci zbawienie z Łaski ( jako niezasłużony dar przebaczenia grzechów) Oczywiście, że będziesz się w dalszym ciągu potykał, ale tych potknięć będzie z czasem coraz mniej i mniej, ale nie stanie się to za sprawą Twoich wysiłków, to Jezus za pośrednictwem Ducha Świętego będzie Ciebie zmieniał.
      No i co Ty na to Leszku?

      Usuń
    18. i życzę Ci tego z całego serca.
      Ale niech to będzie miłość mądra i dojrzała, a nie ekstatyczne zakochanie, które prowadzi czasem do obłędu;
      https://kobieta.onet.pl/franciszka-kozlowska-swieta-czy-heretyczka/2pe8eqd

      Usuń
    19. Nie obraź się, że po pierwsze się wtrącam w dialog między Tobą a Leszkiem, ale tym razem mam inne odczucia. Wygodnie byłoby mi przyjąć takie tłumaczenie i całkowicie zdać się na to, by Jezus mnie przemieniał.
      Przeciwnie, uważam że jesteśmy zobowiązani do pracy nad sobą.
      Nawet Jezus mówił, że nie przyszedł znieść prawo, tylko je wypełnić. Dopełnił je miłosierdziem i łaską. Ale mówił 'Módl się i pracuj". Zapewne chodziło o pracę nad sobą. Trzeba bez popadania w obłęd przepatrywać swoje sumienie w nauce Jezusa. Ta nauka podana w przypowieściach to właśnie to, czego człowiek powinien się uchwycić, bo pokazuje drogę do Ojca.
      To my mamy sami prać swoje szaty we krwi Baranka, a nie ktoś nam je wypierze. Mamy się oczyszczać, doskonalić i bronić przed zbytnim uleganiem pokusom.
      Ten pogląd, który podałaś, jest w moim odczuciu tak samo szkodliwy, jak chrzczenie niemowląt. Nie wyrządza szkody, ale zwalnia niektórych od starań poznawania Boga. Daje poczucie pozornego spokoju. Ten spokój często mija w obliczu kresu życia. Módlmy się o łaskę, ale pracujmy nad sobą. Nie trzeba ciągle się biczować, potępiać lub biegać do konfesjonału. Wystarczy zdać sobie sprawę, odczynić w miarę możliwości i w przyszłości starać się postępować lepiej.
      W Apokalipsie - listy do kościołów - są wyraźne przestrogi i wskazówki, chociaż kościoły te były " pod łaską".

      Usuń
    20. Anonimie/Mario (bo już sam się pogubiłem, czy nie jesteś tą samą osobą) bardzo mnie cieszy, że myślimy podobnie (choć nie jednakowo), ale spytam jeszcze, dlaczego odesłałaś mnie do historii mateczki Kozłowskiej? Domyślam się, że była to przestroga przed zbyt emocjonalnym podejściem do wiary. Czy tak?

      Usuń
    21. Olimpio, to ciekawe spojrzenie, ale obawiam się, że nazbyt wydumane. Ale tak to jest z Apokalipsą, że nie jest ona taka jednoznaczna.
      Ale przyznam, że nie oczekiwałem interpretacji tego cytatu, co odpowiedzi na pytanie o odejście od KK - czy to nie owa letniość (ale w tym dosłownym rozumieniu) nie była powodem odejścia?

      Usuń
    22. Leszku, dla wyjaśnienia: Anonim i Maria to dwie różne osoby... :)

      I nie uczucia mijają, ale to ekstatyczne, niedojrzałe zakochanie nastolatków mija. Tak mówią spece od psyche (a ja tylko powtarzam, bo z "własnej doświadczenia" czuję podobnie).
      Zakochanie powinno się przekształcić w mądrą, odpowiedzialną miłość.
      Nie może dojrzały człowiek trwać w nieustannym dziewczęco-chłopięcym zakochaniu, bo to byłoby jednak trochę niepoważne.
      Nawet św. Paweł przestrzega :"Uciekaj zaś przed młodzieńczymi pożądaniami, a zabiegaj o sprawiedliwość, wiarę, miłość, pokój - wraz z tymi, którzy wzywają Pana czystym sercem" (Tm, 2,22).

      Za to w pełni się podpisuje pod słowami Anonima "Kto jednak prawdziwie Go kocha, okaże się po wielu trudnych próbach które przechodzimy."
      Tak, to te pomyślnie zdane przez nas często bardzo trudne życiowe "próby" (miłosierdzia wobec bliźniego) będą podstawą do skierowania nas na prawo lub na lewo.

      Usuń
    23. Nie jestem tą samą osobą6 kwietnia 2020 10:27

      co Maria. Mam na imię Bożena, ale kiedy nie piszę z ego, to się nie podpisuję. Bo tu nie chodzi o mnie, o moją osobę czy moje poglądy.
      Zaczynam rozumieć, dlaczego tylu ludzi nie wierzy w Boga. W historii było wielu fanatyków, którzy za szybko chcieli stać się "święci" i zamiast pracować nad sobą wpadali w widzenia i ekstazy. Nawet lewitowali!
      Leszku, jeśli takich ludzi nazywasz mateczką, to masz problem...
      Bóg nie nakazał ludziom się biczować ani w żaden inny sposób niszczyć swoje ciało. Nie kazał się adorować w tabernakulum, tylko pełnić Jego wolę! A ona jest zawarta w nauce Chrystusa!
      Ludzie muszą sami spulchnić glebę w swoich wnętrzach, bo prosta prawda do nich nie dociera. Przyciągają ich "nadprzyrodzone cuda", które przeczą prawom natury.

      Usuń
    24. Tylko ja uparcie twierdzę, że takie pragnienie spotkania z Jezusem, oczekiwanie tego spotkania i autentyczna radość z wszelkiej pracy wykonywanej z myślą o Nim, jest dostępna przez całe życie. A więc to zakochanie w Jezusie wcale nie mija. Tak więc proszę nie mówić, że gdy ono jest, to świadczy to jedynie o niedojrzałości osoby, która Go kocha. Twiedzę, że w kontaktach Nim cały czas mamy być gorący.

      Usuń
    25. W kontakcie z Nim6 kwietnia 2020 10:42

      jak najbardziej.
      Ale żeby być w kontakcie z Nim, trzeba najpierw dobrze znać i właściwie rozumieć Jego naukę, SŁOWO. To wymaga wysiłku - trzeba czytać i w ciszy rozważać w sobie. A nie przyjmować cudze interpretacje. Nawet tak zwanych "świętych" kościołów.
      Słowo jest skierowane bezpośrednio do każdego człowieka, do każdej duszy.

      Usuń
    26. Bożeno, to nie ja nazywam ją Mateczką - to ona sama tak siebie nazywała.
      Ale dla mnie najciekawsze jest to, że mariawici, dokładnie jak protestanci, jako pierwsze ogłaszają za nieważny dogmat o nieomylności papieża oraz zaczynają się między sobą żenić (osobiście znam wnuka biskupa Kowalskiego, o którym była mowa w tym artykule).

      Usuń
    27. moja jest taka:
      zostaw te wszystkie ugrupowania, weź do ręki Biblię i otwórz się na słowa, które Jezus mówił do apostołów.
      Szkoda czasu.

      Usuń
    28. Leszku
      Jak wynika z Twojego komentarza dzielisz swoje życie na dwie części - kiedy się spotykasz z Panem Jezusem i kiedy jesteś sam, od czasu do czasu "szykując się" emocjonalnie na spotkanie z Nim (jak zakochany nastolatek na spotkanie ze swoją sympatią).

      Czy jednak wystarczy, że tak jest. A może trzeba tak jak napisała pod poprzednią notką Olimpia?
      "Każdego dnia, w każdej godzinie jestem z Nim, jestem w Nim a On we mnie. Czuję Jego obecność i prowadzenie."
      Oczywiście od czasu do czasu katolik powinien się bezpośrednio spotykać z Panem Jezusem w Komunii św., ale w pozostałym czasie nie tyle powinien trwać w chwilowych okresach "emocjonalnego zakochania" co w owocującej miłości wypływającej z owego "ja jestem w Nim, a On we mnie".

      Usuń
    29. @Bożeno
      Jezus faktycznie mówił, że nie przyszedł, aby znieść prawo, ale po to aby je wypełnić jako człowiek (jedyny, który mógł tego dokonać) Teraz po Jego krzyżowej smierci, to prawo zapisane jest w naszych sercach. My nosimy wszelkie zasady moralne w sobie niejako z automatu. Jednak Twój wysiłek, aby sprostać prawu, bedzie na starcie skazany na porażkę. Jeśli nie zaufasz, że to Jezus Ciebie przemieni, to na nic Twoje starania. Prawo wymaga, rodzi lęk, poczucie winy i smutek. Łaska natomiast zaopatruje i przynosi owoce w postaci wewnętrznej przemiany serca. Pomyśl Bożeno! Przecież Jezus przyszedł nas uratowąć, ale nie zostawia nas z tym samych, On nas nieustannie wspiera, działa w nas. Czy myślisz, że byłby na tyle naiwny, żeby wierzyć iż po tym co dla nas uczynił, bedziemy z mety postępowali inaczej, mniej grzesznie. Oczywiście, że nie! Nasza natura przecież się nie zmieniła na pstrykniecie! Zmienił się nasz duch. I tylko dlatego, że ducha mamy nowego, Bożego będzie w nas zachodziła zmiana, zmiana na lepsze, dzień po dniu, tydzień po tygodniu, ale zasługi naszej w tym nie ma! To Jezus nas przemienia.
      Piszesz Bożeno: "Ten pogląd, który podałaś, jest w moim odczuciu tak samo szkodliwy, jak chrzczenie niemowląt. Nie wyrządza szkody, ale zwalnia niektórych od starań poznawania Boga. Daje poczucie pozornego spokoju. Ten spokój często mija w obliczu kresu życia. Módlmy się o łaskę, ale pracujmy nad sobą."
      Czy w takim razie mam rozumieć, że zanim poznałaś Jezusa nie pracowałaś nad sobą? Za nic miałaś jakikolwiek drogowskaz moralny? No chyba nie! I co Ci to dało wtedy? Nic!!!! Bo tu chodzi nie o Twoje starania, ale o Jezusa. Bo przecież to On się postarał, a nie Ty!!! Ty Mu dziękuj i wychwalaj pod Niebiosa, ciesząc się, że dane Ci było Go rozpoznać.
      Pozdrawiam :)

      Usuń
    30. Mario, bardzo smutne jest to, co piszesz, bo z tego wynika, że Ty już nigdy się nie cieszysz na jakieś szczególne spotkanie z mężem, nie szykujesz się na nie - no bo stale jesteś z nim, czujesz jego obecność - więc gdzie tu miejsce na szczególną radość?!
      Smutne to, bardzo smutne...

      Usuń
    31. Leszku, ale po co zaraz takie "ekstrema" - bardzo smutne, nigdy się nie cieszysz itd.
      Nie zachowuję się jak nastolatka, ale stosownie do swojego wieku. A każdy wiek ma swoje prawa i swoje uroki.
      I tego się trzymajmy. :)

      Usuń
    32. Mario, skoro mnie imputujesz, że dzielę swoje życie na to, przed obliczem Pana i to, gdzie Go w ogóle nie ma, to wyraźnie Twoje życie w ogóle nie przewiduje radości tam, gdzie jest dojrzała miłość - gdyby było inaczej, nie czyniłabyś mi takiech zarzutów. A to naprawdę bardzo smutne.

      Usuń
    33. Leszku, ależ ja Ci nie czynię żadnych zarzutów, kochaj Pana tak jak zakochany nastolatek swoją dziewczynę, skoro Ci tak w duszy gra.
      Protestowałam tylko przeciw próbie narzucania tego stylu innym, bo mnie to z lekka, przyznaję zirytowało. Sam zresztą przyznałeś, że to może szokować.
      Mnie trochę inaczej w duszy gra i tego się będę trzymać. Z radością i pokojem serca, którego bym pewnie nie miała, gdybym na siłę próbowała się zachowywać według Twoich rad.

      Nie mam już siły prostować tych Twoich "ekstremów" i przeinaczeń. Znowu to bardzo smutne, gdzie Go w ogóle nie ma, w ogóle nie przewiduje radości itd.
      Ty naprawdę żyjesz w takich ekstremalnych odniesieniach : zawsze- nigdy, bardzo smutne, żadnej radości, euforyczne zakochanie mylone z miłością itp.? Bez uszczerbku w swojej psychice?

      Dyskusja z Tobą ma taką wartość, że nie można pobłądzić - zawsze wraca się do punktu wyjścia. :)

      Smutne w tym wszystkim jest to, że stawiasz siebie w roli "wszystkowiedzącego" o drugim na podstawie własnych emocji i wyobrażeń. I stawiasz zupełnie nietrafione diagnozy.

      Usuń
    34. Mario, ale to przecież Ty uznałaś, że skoro odczuwam jakieś szczególne spotkania, to tym samym dzielę swój czas na ten, w którym jestem przed nim i ten, gdy jestem przed Nim zakrytu - a więc to Ty występujesz w roli wszystkowiedzącego. Ja jedynie protestowałem przeciw takim imputacjom.

      Usuń
    35. @Tomas Nieznazbytwierny
      Odniosłam się w tej wypowiedzi ściśle do treści wpisu mówiącym o zbawianiu przez uczynki wedle KK. Tylko tyle.

      @Leszek
      "tak całkiem dosłownie, jak chłopak kocha dziewczynę, a dziewczyna chłopaka" Taka relacja wiąże się z wszelkim romantico i... to lekka przesada moim zdaniem.
      Biblia mówi o weselu baranka. Lud jest Jego oblubienicą. Można rozumieć to dosłownie jako małżeństwo, oddając Jezusowi swoje życie. Ale taka relacja jak dwojga kochanków? Jezus jest bez grzechu, jest czysty, nieskalany. Nigdy nie obcował przecież z kobietą (gdyby tak było, Biblia by o tym wspomniała).

      Przepraszam, że się teraz wtrącam z odpowiedziami z samego początku dyskusji, ale rzadko bywam w internecie, mam nadzieję, że to zrozumiecie. Pozdrawiam wszystkim. :)

      Usuń
    36. O jakich kochankach mówisz - czy ja o tym pisałem? Ileż to razy słyszałem, jak jakieś schole wyśpiewują kochamy Jezusa, ale ten śpiew bardziej przypomina mszę żałobną... Jezus jest żywy i od nas oczekuje żywego stosunku. Porównuję te uczucia z tymi, jakie przeżywa para zakochanych - bo Pan chce, byśmy byli w Nim zakochani! Miłość obejmuje całego człowieka i nie może się ograniczać wyłącznie do samej woli.
      Mamy pragnąć pokochać Jezusa (całym sercem, całą dzuszą), bo od tego wszystko się zaczyna. Mamy się Mu powierzyć - a przecież nie powierzymy się komuś, do kogo mamy jakiś dystans. Dopiero gdy Mu się całkowicie powierzymy (nie zostawiając niczego tylko dla siebie), to On nas przemieni. Będziemy tacy, że w zetnięciu z nami, inni widzieć będą w nas nie nas, lecz właśnie Jezusa. I nie będzie w tym żadnej naszej zasługi. To będzie działał On, a my będziemy dla Niego przezroczyści.
      Ale to wszystko zaczyna się od tego, by zapragnąć Go pokochać. Tak całkiem dosłownie.

      Usuń
    37. Teraz już rozumiem, co masz na myśli, bo wcześniej brzmiało to tak jak napisałam. Słowa bywają przewrotne.
      Miłość ta, jest realna gdy wiara w żywego Boga stale wypełnia nasze serca i umysły. To jest piękne uczucie.

      Usuń
  3. Tomasie, zło jest brakiem dobra. Jeśli nie czynisz dobra, tam jest zło. A tyle czynisz dobra, na ile pozwalasz się prowadzić Duchowi Świętemu. Im bardziej świadomie pozwalasz się prowadzić, tym łątwiej Ci to przychodzi. Ale czy w pełni musisz być świadomym? - nie musisz. Możesz kompletnie nie posiadać tej świadomości. Ty wybierasz dobro, bo Bóg wszczepił w Ciebie pragnienie dobra. Idziesz zgodnie z Jego wolą, choć nie masz tego świadomości.
    Nie można w ogóle nie zwracać uwagi na dobre uczynki - przeciwnie, bo po nich widać, na ile idziemy tą drogą, jaką Pan nam wyznaczył.
    I jeszcze raz powtarzam - łątwiej jest iść tą drogą, gdy ma się świadomość tego, jak to działa; ale to nie etykieta sprawia, że ktoś wypełnia wolę Bożą, lecz rzeczywisty wybór człowieka. Decydują codzienne wybory, dokonywane nieustannie przez całe życie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Natomiast trzeba też pamiętać o konsekwencjach grzechu pierworodnego. Istotą tego grzechu jest to, że człowiek sam zaczął nazywać co jest dobrem, a co złem. A więc to wszczepione w każdego pragnienie dobra, może czasami prowadzić na manowce, bo człowiek sam może nazywać dobrem to, co dobrem nie jest - może wybierać drogę, której Bóg komuś nie przeznaczył, bo zawiodło właściwe rozeznanie spraw.

      Usuń
    2. Ech apostole, apostole... Co za głębia filozoficzna w owym "zło jest brakiem dobra" [ten odwieczny zarozumialec i demagog Augustyn; Niech zgi­nie świat, by­leby stało się za­dość sprawiedliwości]... A dalej jeszcze "weselej" - streszczenie streszczonego Katechizmu dla słabo "ubogaconych" umysłowo kandydatów na "pierwszokomunistów". I jeszcze to personalne pouczanie mnie osobiście, gdy ja poruszałem pewne aspekty wynikające z prezentowanych postaw pełnych wyższości, zarozumialstwa i arogancji wobec innych, unikając starannie personalnych odniesień.
      Cóż... Powtórzyłeś dwukrotnie ten sam zlepek sloganów, którymi posługują się także przedstawiciele innych odłamów chrześcijaństwa. Z podobnym skutkiem...
      Odrobiłeś lekcję. Słabo to zrobiłeś - korzystając z bryków [teraz mówi się - gotowców?]. Nie przekonałeś. Najbardziej zaszkodziło ci owo "I jeszcze raz powtarzam"...Egzaminu na apostoła nie zdałeś.
      NIEWIEDZA nie jest bynajmniej BRAKIEM WIEDZY / PRAWDY sprawdzanej empirycznie. NIEWIEDZA jest POSIADANIEM UROJEŃ /przekonań WIEDZĘ zastępujących. Jej dyspozytariuszami są b. często ludzie przekonani o niemomylności własnej lub nieomylności i niepodważalności systemu "wartości", w którym wyrośli lub do którego zostali wprowadzeni.
      Niemniej - dziękuję... Wszakże - "Nie pomogą dobre chęci... etc...itd...itp...

      Usuń
    3. Tak się zastanawiałem, dlaczego podpisałeś się jako Tomas - w niemieckim jest Thomas, a w polskim Tomasz (ale nie chciałem poprawiać). Tymczasem z Tobą jest tak, że to Ty jesteś pełen samouwielbienia (a nie Anna, której to zarzucałeś), a tymczasem nawet podpisać się nie potrafisz.
      W dniu sądu odzyskamy pierwotną jedność z Bogiem - tam już na nikim grzech pierworodny nie będzie panował - a wóczas niemal wszyscy wybiorą miłość. Chyba że ktoś jest tak zarozumiały, jak Ty - takie osoby wybiorą siebie, a nie Boga.

      A mógłbyś podać tytuły tych bryków, bo chętnie bym się douczył, by móc z Tobą dyskutować (ja to wszystko pisałem sam z siebie - i od razu wyszło, że jestem niedouczony).

      Usuń
    4. Z tego co słyszałam4 kwietnia 2020 14:42

      to chrzest powinien zmazać grzech pierworodny.
      Pod warunkiem, że jest aktem świadomym. Że człowiek obudził swoją duszę i pragnie być przyjęty przez Boga.
      Nie zdajemy sobie sprawy, że dzisiaj chrzest jest tylko rytuałem przyjęcia do danej społeczności religijnej.
      Nie każdy jest powołany do udzielania chrztu.

      To, co najbardziej nas irytuje w wypowiedziach innych osób jest TYM, co powinniśmy w pierwszej kolejności oczyścić u siebie. Zasada lustra (widzisz źdźbło w oku bliźniego, a nie dostrzegasz belki we własnym).
      Miło się czyta i słucha słodkich wieści, ale prawda nie jest aż tak słodka...

      Usuń
    5. @Z tego, co słyszałam
      Chrzest nie gładzi żadnych grzechów. grzechy nas wszystkich zostały zmyte, tak, ale nie przez chrzest, tylko przez wiarę w Jezusa Chrystusa. Chrzest jest natomiast pogrzebaniem "starego człowieka" i narodzinami "nowego człowieka", a co za ty idzie jest wszczepieniem w Ciało Chrystusowe, czyli w Kościół.
      Każdy wierzący jest powołany do udzielania chrztu, każdy.
      A co do prawdy, to jest ona słodka tylko w Jezusie i z Jezusem :)
      Pozdrawiam :)

      Usuń
    6. Ponieważ Olimpia już się wypowiedziała, to i ja mogę (to w końcu jej blog, więc gdy nieco się różnimy, pierszeństwo należy się Olimpii). Istotą tego sakramentu jest to, co powiedziała Olimpia - wszczepienie w Ciało Chrystusowe, czyli w Kościół. Ale ponieważ u protestantów sakramentów jest mniej, to jest tu różnica jeśli chodzi o obmywanie z grzechów. W KK to jest nie tylko sakrament wprowadzający człowieka w wiarę, ale jest zarazem sakramentem obmywającym człowieka z grzechów. Kiedyś obserwowałem grupę dorosłych już katechumenów przystępujących do chrztu. Przygotowanie trwało rok i wszyscy przystępowali do tego sakramentu w pełni świadomi - ale przed tym sakamentem nie ma spowiedzi (bieżmowaniw, małżeństwo, kapłaństwo - wymagają spowiedzi, ale chrzest nie). Chrzest zmywa wszystkie grzechy dokonane do tego momentu w życiu (później się wytworzył zwyczaj chrztu dzieci, ale stało się to możliwe tylko dlatego, że wierzymy, że chrzest zmywa grzechy). Mowa tu oczywiście o grzechach, a nie o grzechu pierworodnym - nawet ci dorośli katechumeni już po chcrzcie nadal mogą zło nazywać dobrem - są niestety do tego zdolni.
      Kto może udzielać sakramentu chrztu? - tu z Olimpią mamy to samo zdanie - może każdy! Zazwyczaj dokonujemy tego w kościele, a osobą udzielającą sakramentu jest ksiądz. Ale w sytuacji zagrożenia każdy ma wręcz obowiązek udzielenia chrztu: Ja ciebie chrzczę w imie Ojca i Syna i Ducha Świętego. Amen. - to wszystko. Taki chrzest jest tak samo ważny, jak ten, którego udziela ksiądz (i jeśli jest powtarzany, to przebieg jest nieco odmienny, bo to dziecko już zostało ochrzczone wcześniej - a więc to nie jest powtórzenie, a dopełnienie obrzędu chrztu).
      A tak przy okazji powiem jeszcze jedną ciekawostkę - w prawosławiu chrzest i bieżmowanie odbywa się jednocześnie.

      Usuń
    7. Do Leszka:
      1. Zrobiłem w podpisie błąd - tzw. literówkę. Nie jestem nieomylny. Deutsche Sprache nie ma tu nic do rzeczy i pouczanie mnie o naturze niemieckiej pisowni uważam za niezasadne.
      2. Pisałem bezosobowo - nie do Ciebie i nie o Tobie...
      3. Zaatakowałeś personalnie z wy żyn swej nieomylnej prawowierności.
      4. Odpowiedziałem.
      5. Temat wyczerpałem.
      7. Dalej dyskusji z Tobą tutaj nie przewiduję. Nie załatwiam sporów osobistych na forach osób trzecich. Życzę Ci miłego "Dnia Sądu"... Radżę już postarać się o dobrego adwokata.
      Pozdrawiam Gospodynią i właścicielkę bloga...

      Usuń
    8. Tomaszu, nie pouczałem Ciebie na temat niemieckiej pisowni, tylko opisywałem dokładnie to, co sobie myślałem, widząc taką pisownię. U osoby, która wszystko robi najlepiej, nie podejrzewałem jakichkolwiek pomyłek. I to tyle - dlatego najpierw zaadresowałem to Tomasie.
      Mówisz, że pisałeś bezosobowo: Odrobiłeś lekcję. Słabo to zrobiłeś - mam dalej cytować. Ja podobnie jak Ty, używałem drugiej osoby, ale akurat pisałem tak, że w ten sposób omawiałem problem - nic poza tym. Czyżbyś poczuł się urażony tym, że napisałem Ty wybierasz dobro, bo Bóg wszczepił w Ciebie pragnienie dobra. Idziesz zgodnie z Jego wolą, choć nie masz tego świadomości.?
      Ale nawet wtedy, gdy pisałem o Twojej zarozumiałości, zakończyłem to ogólenie takie osoby wybiorą siebie, a nie Boga. Rzeczywiście podejrzewam, że Ty będziesz tak przekonany o słuszności obieranej przez siebie drogi tu na ziemi, że wzgardzisz Bogiem, ale nie pisałem, że Ty nie wybierzesz, ale że tacy ludzie Go nie wybiorą i nie pójdą za Jego miłością. A więc nie przesadzaj z tymi atakami personalnymi.
      No ale skoro żadnych bryków mi tu nie podrzucasz, bym mógł się dokształcić, no to rzeczywiście nie podyskutuję już z Tobą - po prostu nie mam takiej wiedzy.
      (tylko jeszcze jedna rzecz mnie intryguje - dlaczego na koniec napisałeś Pozdrawiam Gospodynią - to już nie jest literówka... Dlaczego więc napisałeś ą? Co przez to chciałeś powiedzieć? Niestety nie nadążam za Tobą... - co tylko utwierdza, że nic z tej dyskusji nie będzie)

      Usuń
    9. Leszek
      Oj, że tak zapytam o to obmywanie z grzechów przez chrzest. Jakie to grzechy może mieć niemowlę? A tak na poważnie, dlaczego dopiero od Soboru Trydenckiego w 1563 r. ta praktyka chrztu niemowląt (małych dzieci) zaczęła obowiązywać?
      Mnie to dziwi, ponieważ o chrzcie niemowląt nie wspomina ani Stary, ani Nowy Testament. Nie znajdziemy tego w naukach Pana Jezusa, ani Apostołów.
      Więc?
      PAWEŁ

      Usuń
    10. Chrzty dzieci były od samego początku, bo to cały dom przyjmował chrzest, a przy tym było oczywiste, proporcjonalnie było ich mało - zachowane były ogólne proporcje wiekowe. Tak to było, póki chrześcijaństwo rozrastało się terytorialnie. Ale problem zaczął narastać wśród tych, którzy w kolejnych pokoleniach byli chrześcijanami. No bo skoro bramy niebios są zamknięte dla tych, którzy nie są ochrzczeni (a tak to powszechnie rozumiano), to były naciski, by chcrzcić dzieci wkrótce po urodzeniu (szczególnie, że kiedyś śmiertelność wśród dzieci była bez porównania wyższa niż dziś).
      Jak już pisałem, obserwowałem kiedyś grupę studentów, którzy dopiero przystępowali do sakramentu chrztu - to robi kolosalne wrażenie! Ale tego już dziś się nie odwróci - przecież to, że każdy w razie czego mógł udzielić tego sakramentu było od zawsze, a jednak rodzice woleli chrzcić zaraz po urodzeniu (to dziś bywa, że to kilka miesięcy, a kiedyś było zaraz po urodzeniu).

      Usuń
    11. Leszek
      Rozumiem o czym mówisz, ale nie odpowiedziałeś mi na pytanie JAKIE TO GRZECHY MOŻE MIEĆ NIEMOWLĘ? Tylko mi nie tłumacz tego grzechem pierworodnym, gdyż ten jest niejako skażeniem, które dochodzi do głosu dopiero z chwilą naszej pełnej swiadomości czym jest dobro i zło.
      PAWEŁ

      Usuń
    12. Napisałeś A tak na poważnie, dlaczego ... - a więc to coo wcześniej, to na niepoważnie - a więc nie odpowiadałem.
      Ale za to mogę Ci opowiedzieć historię, jaką usłyszałem od rodziców pewnego dziecka. Otóż to dziecko miało taki zwyczaj, by od czasu do czasu szantażować swoich rodziców tym, że czołem uderzało w rurę, na której była siatka. Otóż którego dnia ci rodzice zauważyli, jak to dziecko trenowało takie uderzenia. Uczyło się zatrzymywać w odpowiednim momencie, by de facto wcale się nie uderzać, a by wydawało się, że się uderza. To dziecko nie miało nawet roku.

      Usuń
    13. To były takie łóżeczka siatkowe z opuszczanymi bokami na rurkach.

      Usuń
  4. Mam nadzieję, że moje życie wyda wyłącznie dobre owoce, czego życzę sobie
    z całego serca. I również Tobie, Olimpio!
    Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Haniu, jeśli tylko będziemy podążały za Panem Jezusem, jeśli tylko uwierzymy, że w Nim mamy wszystko, co jest potrzebne do życia i pobożności, to owoce nasze (wierzę), że będą coraz lepsze :)
      Pozdrowienia przesyłam :)

      Usuń
  5. @Leszku, na Twoje pytanie odpowiadam w kolejnym poście, gdyż okazuje się, że okno komentarza nie zmieści tej mojej opowieści (ale mi się rymnęło :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No to czekam na tę notkę :)
      I od razu obiecuję, że nie będę aż tak rozgadany - wszak to Twój blog, więc umiar z mojej strony adecydowanie jest ze wszech miar pożądany.

      Usuń